• Kategoria: Relacje

Kursowa eksploracja jaskiń w Niżnych Tatrach

Na początku był chaos. A jak wiadomo z chaosu wyłaniają się cudowne światy, morza i oceany, majestatyczne góry, zielone lasy i skrzące się jeziora... ...i jaskinie, one też na pewno wyrosły z chaosu. 

Nasz chaos rozpoczął się na długo przed wyjazdem i na początku głównie był związany z poziomem zmotoryzowania członków grupy. Później było już tylko ciekawiej...

„Jeszcze półtorej godziny” pomyślałam, z utęsknieniem patrząc na niebieskie niebo widoczne za szybą biurowca, w którym pracuję. Z ciepełkiem (tak! Ciepełkiem!) w sercu pomyślałam o pierwszej grupie, która, jak było mi wiadomo, już powinna wyruszyć w stronę Zakopianki. Wyobrażałam sobie jak wesoło pogryzają samochodowe przekąski, planując Wielki Podbój słowackich jaskiń lub słuchając ciekawych historii Instruktora Sławka. Czy mogłam przypuszczać, że gdzieś tam po drugiej stronie miasta oni właśnie odkryli, że sprzęt grupy, który miało zabrać ich auto (liny, karabinki, bloczki do ćwiczeń z autoratownictwa) jest podzielony na dwie części ( jedną z nich dzień wcześniej 20 minut przed północą przekazywałam przedstawicielowi Transportu Pierwszego, żeby wszystko jechało jednym autem), że zapomnieli obu, oraz, że części owe w chaosie organizacyjnym znalazły się w dwóch różnych i odległych punktach Krakowa? Oraz czy mogłam podejrzewać, że 5 minut później zadzwonią do mnie z propozycją nie do odrzucenia, żebym to ja pojechała odebrać jedną z tych części, którą pozostawili w najbardziej chyba odległym ode mnie punkcie Krakowa? Ciepełko, z jakim o nich myślałam, zaczęło gasnąć gwałtownie, aby zamienić się w prawdziwą Epokę Zlodowacenia. Aby nie przedłużać – ogarnęli to sami. Godzinę później wyszłam z pracy i wtedy zaczęłam walczyć z moim małym prywatnym chaosem, w którym zostawiłam w domu kalosze (nie niezbędny, ale jednak wiele ułatwiający element wyposażenia kursanta), zapłaciłam podwójnie za taksówkę... Co w tym samym czasie przeżywała Asia, w podobnym (artystycznym) szale pakująca jaskiniowy mandżur i próbująca przebić się w czwartek popołudniu przez Aleje, aby dotrzeć na umówione miejsce wyjazdu Transportu Drugiego – może kiedyś opowie ona sama.

Po pięciu godzinach dotarliśmy do małej drewnianej chatki w Tatrach Niżnych. W „kozie” było już napalone, butelki wspaniałych win odkorkowane ( „napowietrzały się”) – kieliszki stały przygotowane. Szybko się okazało, że pomimo, iż na zewnątrz rześko, dzięki wydajnemu piecykowi typu „koza” wewnątrz chatki temperaturę można podnieść być może nawet do + 60 stopni Celsjusza. Podzieliło to bohaterów historii, bo dla niektórych było to „piekłem”, a dla innych „przyjemną atmosferą”. W tak, nie ma co ukrywać, egzotycznych klimatach, udało się wszystkim zasnąć. 

nizne tatry 1 niznetatry 2

Znany nam już reżim wyjazdowy Sławka nie zdziwił nikogo i bez marudzenia wstaliśmy o 6:30 następnego dnia. Czekała na nas jaskinia Złomisk. Niezwykle ciekawa, z naciekami, gdzie trzeba wykorzystać (prawie) wszystkie podstawowe techniki przechodzenia jaskiń: prężny krok po szerokich korytarzach, czołganie, wyjście do góry po linie (czy sznurkowej drabince), krótki zjazd czy „zapieraczka”. Jaskinia Złomisk to, jak podaje strona Sprawy Slowenskich Jaskyn, jedna z najważniejszych jaskiń na Słowacji z rozpiętością pionową 147m. 

Po południu chaos zaczął nas odstępować, a niech dowodem na to będzie fakt, że udało się zgrabnie połączyć gotowanie obiadu przed chatką (chilli con carne), z naprzemiennym ćwiczeniem autoratownictwa. Wieczorem znowu wspaniała degustacja win pod przewodnictwem znawcy tematu – Sławka.

Drugiego dnia zwiedziliśmy jaskinię Nową Staniszowską, w której zaznaliśmy zimnej wody, błota i poobijanych kolan, a przy wejściu  - pająków. Dużych. Wspaniałość (piszę to z zimnym dreszczem na plecach)!

Po południu sesja autoratownictwa i kontynuacja degustacji. Trójka z nas (Asia, Bianka i Krzysiek) żądna szalonych przygód, gotowa do głębokiej eksploracji (jaskiń, swoich umysłów😉 ), skorzystała z okazji zrobienia pierwszego kroku ku szalonemu życiu i spędziła noc w jaskini Starej Staniszowskiej (choć asekuracyjnie, całkiem nieopodal wyjścia – nowe przygody można przeżywać drobnymi kroczkami). 

 niznetatry 2 1 niznetatry 3

W ostatnim dniu pojechaliśmy do jaskini Czarny Wag (słow. Čierny Váh) – gdzie mogliśmy spróbować swoich sił (przydały się i fizyczne, i psychiczne) w kopaniu. Prężna praca Krasnoludów (znacie taką grę Sabotażysta?) kopiących oraz wyciągających wiadra na wyższe piętra zaowocowała ponad dwustoma wiadrami urobku wyciągniętego z przodka. 

Po skończonej, dobrze zrobionej i nikomu niepotrzebnej robocie – pojechaliśmy do pobliskiej restauracji na wspaniały obiad (smażony ser, pierogi z bryndzą czy słynne „haluszki” z sosem). Do Polski wracaliśmy w promieniach zachodzącego słońca, co było ostatnim, miłym akcentem tak przyjemnego wyjazdu. 

W kursowej wyprawie w Niżne Tatry na Słowacje (19.09 - 22.09) udział wzięli: 

kursanci: Asia, Sylwia, Bianka, Krzysiek, Paweł, gościnnie: Weronika Z., Iwona T., Tomek

Instruktor: Sławek „Mały” 

niznetatry 4

 

  • Kategoria: Relacje

Morawy - jaskinie i wino

STJ morawy 1W dniach 27.06 – 01.07.2019 odbył się kursowy wyjazd do jaskiń Morawskiego Krasu. W wyjeździe wzięło udział 8 osób w tym 6 kursantów. Nocowaliśmy w miejscowości Holstejn w chacie „Ditrich” klubu Planivy. Miejsce jak dla grotołazów świetne, znajdujące się na uboczu, bez większych wygód, ale z prądem, lodówką iprysznicem na zewnątrz (ze „szlaufa”), wygódka z pięknym widokiem na las. Przy chacie miejsce na ognisko.


Czwartek 27.06 - wyjechaliśmy z Krakowa po południu (po „niewielkich” perturbacjach samochodowych) z niewielkim opóźnieniem, tak że na miejscu byliśmy już późno wieczorem. Klucze od chaty odebraliśmy od naszego kolegi Igora i uzyskaliśmy informację, że nikt nam niebędzie przeszkadzał, a chata jest zarezerwowana tylko dla nas.

Piątek 28.06 – rano jedziemy do Rudic, gdzie jesteśmy umówieni z Igorem. Idziemy dojaskini Rudické Propadáni, która jest jaskinią ponorową. Wpada do niej rudicki potok i większą część jaskini pokonujemy częściowo w wodzie. Początek jaskini to szereg studni i progów wyposażonych w metalowe drabiny, które sprowadzają nas do ciągu wodnego na głębokości ponad 100m. Dla kursantów jest to pierwsza wodna jaskinia i robi na nich duże wrażenie, tym bardziej że głębszą wodę pokonujemy po „małpich mostach”, a w niższych korytarzach musimy czołgać się w wodzie o temperaturze ok. 10º C. Te trudności rekompensują nam piękne nacieki w tym perły jaskiniowe.Wieczorem rozpoczynamy drugą, ale nie mniej ważną część wyjazdu od pogadanki na temat degustacji win i opisu kilku podstawowych szczepów winorośli. Oczywiście teoria jest poparta praktyką.

STJ morawy 6Sobota 29.06 - wstajemy wcześnie i udajemy się na skałki w okolicy Rudic. Dobrze że udało się znaleźć skały w lesie, bo upał był niemiłosierny. Cały dzień spędzamy na skałach ćwicząc techniki linowe. Wieczorem Morawiacy oprowadzają nas po Jaskini Barowej, w której znajduje się stanowisko paleontologiczne. Ze ścian wystają kości Niedźwiedzia Jaskiniowego w tym całe czaszki. Po powrocie na bazę wykłady na tematy tym razem mniej zajmujące, bo z powstawania jaskiń, zjawisk krasowych i czytania szkiców technicznych. Dzień kończy ognisko z kiełbaską i pieczonymi ziemniakami.

Niedziela 30.06 - dzień rozpoczynamy od jaskini Lopacz. Nie jest to duża jaskinia, ale z aktywnym ciągiem wodnym w tym z dużymi wodospadami. Rozpoczyna się ok. 35 m studnią z drabiną, ale my z niej nie korzystamy tylko zjeżdżamy na linie. Schodzimy na głębokość ok. 100m. Jaskinia jest fajna i przyjemna, ale trochę męczy „małpowanie” do otworu. O 15.00 meldujemy się we Vrbicach pod sklipkiem Milana (Sklipki to nazwa piwnic z winem - piwnica jest na piwo). Rozpoczynamy drugą część szkolenia – degustację win. Na początek idzie Müller-Thurgau, potem Rizling vlašský , następnie Palava, Ryzlink rýnský, Neuburger i kilka innych. Poprzez różową Frankovkę dochodzimy do win czerwonych. Tutaj Kursanci zabłysnęli i potrafili wyczuć niezauważalne wcześniej dla nich zapachy (m.in. wanilii) i po tym rozpoznać, że wino było w dębowej beczce. Z czerwonych degustujemy m.in. Svatovavřinecké , Frankovkę i Cabernet Moravia. W sumie spróbowaliśmy 14 win. Niestety Ja i Krzysiek byliśmy poszkodowani jako kierowcy. Za degustację płacimy po 25 zł od osoby. Na koniec jeszcze tylko zakup wybranych win i wracamy na bazę, gdzie wreszcie kierowcy mogą przy ognisku napić się wina.

Poniedziałek 1.07 - ostatni dzień wyjazdu. Jaskinia Býčí Skála , druga część (wywierzyskowa) systemu z jaskinią Rudické Propadáni. Wielkie korytarze i dużo wody. Najwięcej emocji budzi zrobienie tzw. „kaczora” czyli przejście na bezdechu miejsca zalanego wodą.Po jaskini szybkie sprzątanie bazy. Oddajemy klucze i już po 4 godzinach jazdy jesteśmy w Krakowie.

STJ morawy 28

 

  • Kategoria: Relacje

Trudne miłego początki

 Trudne miłego początki,

czyli historia pierwszego polskiego przejścia trawersu

Mała BokaPolska Jama (BC4)

 

MalaBoka-BC100 - 010

– To kiedy jedziemy na trawers? – zabrzmiał głos Pabla.

– Kto jeszcze by jechał? – spytałem.– Tak, do Anglii lecę po Nowym Roku.– Między Świętami a Sylwestrem, wtedy jest dużo wolnego, pasuje ci? – odpowiedziałem.

– Nie wiem, napiszę maila i zobaczymy, kto się zdecyduje.

– Byle nie za dużo osób, zresztą zobaczymy, najwyżej podzielimy się na dwa zespoły.

 

Czytaj więcej: Trudne miłego początki

  • Kategoria: Relacje

Kanin - Bajlando ! 13-17.03.2018

Za nami kolejny zimowy wyjazd w Kanin, w skrócie : dużo wspinania, powrót do zapomnianych problemów, tajemnicza chatka w głębi lasu, powojenne fortyfikacje, a to wszystko w rytmie niezawodnego Bajlando ! Tym razem bohaterami tego wyjazdu byli : Mariusz Mucha a'ka DJ Many, Michał Kuryłowicz i Mateusz Czerwiak jako biesiadnicy, oraz Michał August jako MP3.

Nasza historia zaczęła się skromnie - w zakamarkach klubu KW Kraków. Rozentuzjazmowani sukcesami z wyprawy grudniowej i otoczeni masą sprzętu jaskiniowego postanowiliśmy ponownie zmierzyć się z meandrami BC4.

Standardowo podzieliśmy się na dwa zespoły : Many + August i Michał + Mateusz. Ustaliliśmy plan by wyjechać w środę po pracy, a następnie :

Zespół 1 : podejść pod otwór -> zejść do biwaku i tam przespać "noc" -> o godzinie 00:00 wstać.

Zespół 2 : przespać się na parkingu ( w sumie 3h ) -> rozpoznać teren na powierzchni -> o godzinie 00:00 znaleźć się na BC Beach i położyć się spać.

Pomimo początkowego zmęczenia, spowodowanego późnym dotarciem na parking ~ około 2 w nocy - udało się zrealizować wstępny plan.

Podczas akcji powierzchniowej, zbadaliśmy teren w okolicy potencjalnego otworu na końcu partii Końca Świata ( według pomiarów jaskini ) i ... otworów tam nie brakuje, nie możemy wykluczyć, że to właśnie któryś z nich będzie tym którego poszukujemy od lat. Dodatkowo z miłych akcentów udało nam się namierzyć "opuszczoną" chatkę - schron w środku lasu, niedaleko przeczesywanego terenu.

Z istotnych informacji, należy wspomnieć o postawieniu przez słoweńskie służby ratownicze budki-schronu w okolicy miejsca, gdzie standardowo rozkładamy bazę letnią :

IMG-20190411-WA0003.jpg

Co do do samej akcji jaskiniowej. Zgodnie z ustaleniami zespoły spotkały się na BC Beach , gdzie wspólnie zjedliśmy obiad i wymieniliśmy się miejscami w śpiworach.

Zespół 1 podjął działalność. Mając czas do godziny 12, chłopaki udali się w "Partie za przekopem" odkryte w grudniu 2018 r. Niestety udało im się potwierdzić, że przejście do wyższych partii, poprzez błotną rampę, nie jest możliwe - musimy szukać innej drogi, prawdopodobnie wspinaczkowej przez wielką salę, lub studnie za przekopem ( więcej można przeczytać w grudniowej relacji ).

W drodze powrotnej na BC Beach, zespół postanowił sprawdzić korytarze w okolicy problemu włoskiego ( bardzo blisko biwaku ) i to był strzał w dziesiątkę, gdyż wchodzą w prawdopodobnie nieznaną/zapomnianą odnogę udało im się dojść do czegoś co nazwali "kaskadami". Szał eksploracji niestety został zatrzymany przez kończący się czas i napotkany problem wspinaczkowy.

Nastąpiła wymiana miejsc w śpiworach na biwaku. Zespół 2 podjął działalność.

Mieliśmy podczas akcji określony cel : przewspinać się przez przełamanie w okolicach Słoweńskiej tektoniki, ... a tu ... jak się okazało, za przełamaniem czekały nas kolejne metry do przewspinania. Z planowanej szybkiej wspinaczki zrobiło się 10 godzin wiszenia w ścianie i walczenia o każdy punkt asekuracyjny - wspinana studnia była bardzo stara i zerodowana ( wierzchnia warstwa ściany łamała się przy najmniejszym nacisku ). Nie obyło się bez odpadnięć :) . Na szczęście opłaciło się i pod koniec planowanego czasu dotarliśmy w okolice stropu, skąd mogliśmy rozeznać teren. Studnia w wyższych partiach zawija się poziomo w "S", w oddali dostrzegliśmy coś w rodzaju wgłębienia w ścianie/okienka, oddalonego około 20m od miejsca do którego dodarliśmy. Następną akcją w te partie będzie prawdopodobnie średnio-trudny trawers wspinaczkowy na jednej ze ścian.

Wspinaną studnię z powodu wrażeń, które nam dostarczyła nazwaliśmy "Bajlando Peak".

Następna akcja zespołu 1, polegała na ponownym zaatakowaniu kaskad, tym razem z nastawieniem wspinaczkowym. Mateuszowi udało się pokonać 2 kaskady, z opisu wynika, że widział kolejną, lecz niską, za którą powinno już puścić ...

Jak widać na chwilę obecną Kanin wspinaniem stoi.

Powrót na parking z BC Beach odbył się też z ~5h przesunięciem między zespołami. Wczesna pora wyjścia zespołu 2 pozwoliła na szybki wypad do Bovca, zakup trunków wspomagających i pizzy. Nawet najlepsze puszkowane jedzenie wciągane na biwaku nie mogło się z tym równać.

Sentencja na koniec : częste wyjazdu zimowe w masyw Kaninu, pozwoliły nam dobrze zaplanować wyprawę letnią - nie zdradzając za dużo - prawdopodobnie decydującą pod kątem działalności na przestrzeni ostatnich lat. Zmotywowany i pełni nadziei STJ na pewno podejmie rękawicę.

~August 

  • Kategoria: Relacje

Zobaczyć Syfon Dziadka i wrócić jak najszybciej

 MJ 2726     Ileż to razy byłem już w tym miejscu? Kilka? Kilkanaście? Zakręt w prawo, potem w lewo, błoto, ślisko, pot, nieprzyjemna zapieraczka. Czuję jak oddech staje się coraz mniej miarowy. Budzi mnie przekręcenie się na drugi bok. To tylko sen, jeszcze mnie tam nie ma. Nie śpię najlepiej, jak zawsze przed tego typu akcjami. Niby się nie denerwuje, ale jednak czuję jakieś napięcie, zastanawiam się czy uda się pobić rekord. Cel jest jasno określony zejść do Syfonu Dziadka od otworu Litworowej i wrócić w czasie krótszym niż dziesięć godzin. Dziesięć godzin to niby dużo, ale tam w Galerii Krokodyla czas płynie nieco inaczej, jakby szybciej – ciasnoty dają się mocno we znaki, płynąca po spągu woda z pewnością nie pomaga.

    

Czytaj więcej: Zobaczyć Syfon Dziadka i wrócić jak najszybciej