banner SWW

Tetnuldi

Tetnuldi 2014

Tetnuldi, 4858 mnpm, jest ładną piramidą położoną na północ od Mestii, niewielkiego miasteczka w gruzińskiej Swanetii. Dojazd do Mestii z Tbilisi lub Kutaisi jest bezproblemowy, regularnie jeżdżą marszrutki.

Jeśli komuś się spieszy i/lub nie liczy każdej złotówki to bezpośrednio na lotnisku w Kutaisi na stoisku Georgian Bus (www.georgianbus.com) można kupić bilet na marszrutkę, marszrutka stoi pod wejściem na lotnisko i bezpośrednio zabiera nas do Mestii. Cena biletu: 40 lari. Na tym stoisku można było też kupić kartusze gazowe, 500g za 25 lari. Druga opcja, ekonomiczna ale nieco bardziej czasochłonna to z lotniska złapać marszrutkę na dworzec w Kutaisi (2-3 lari) a potem z dworca do Mestii (25 lari). Do Mestii jedzie się ok. 4 godzin, aczkolwiek jest to zależne od kierowcy, zdarza się że kierowcy zatrzymują się tu i tam żeby np. przez chwilę pogadać ze znajomym albo z kolegą który jedzie marszrutką z naprzeciwka :).

W Mestii większość cen w hostelach i guesthouse'ach (prywatnych pokojach w domach wynajmowanych turystom) to 20 lari za noc. My nocowaliśmy w hostelu Seti w samym centrum, warunki ok, pokoje czteroosobowe, schludne, łazienki czyste. Ciepła woda rano i wieczorem, w ciągu dnia raczej chłodna :). Brak kuchni. Przy pobytach dłuższych niż jeden dzień płaci się 15 lari za noc (trzeba zadeklarować od razu na ile się chce zostać). Benzynę do kuchenki można zatankować na stacji 10 minut drogi od centrum idąc drogą na zachód, w stronę Lahstkveri. W centrum jest biuro informacji turystycznej, a w nim dostępne jest coś na kształt przewodnika - „Mountaneering routes of Georgia” z opisanymi najpopularniejszymi szczytami i drogami wejścia, za darmo.

Na Tetnuldi planowaliśmy wejść drogą przez południowo-wschodnią grań (trudności w skali rosyjskiej 2B). Wychodzi się na nią wioski Adishi. Jest ona położona na południowy-wschód od Mestii, dotrzeć można do niej albo na piechotę częściowo znakowanym szlakiem (ok. 1,5 dnia) albo wynająć terenówkę. Cena za terenówkę to 150 lari, wejdzie do niej 4-5 osób. Obniżenie ceny zależy od umiejętności targowania się, ale na wiele nie można liczyć. Kierowcy szwendają się po centrum i sami zagadują albo stoją koło swoich marszrutek w centrum i tam można ich zaczepić.

Adishi leży u wylotu doliny której dnem płynie potok Meshkhashtvibi. Najlepiej wejść na stok na prawo od potoku i podążać na północ. Przed nami zaczyna rysować się grań Lackhilda. Po ok. 4 godzinach dochodzimy do grani. Jest tam dobre miejsce na biwak. Tuż przed granią, kierujemy się na północny zachód i wzdłuż moreny podchodzimy pod przełęcz zwaną Amaranti Nest. Podejście na nią to podchodzenie po dość stromym, kruchym w górnej części piarzysku. Z przełęczy kierujemy się na północ, w stronę dobrze widocznego żlebu prowadzącego na plateau na wysokości 3700 mnpm. Żleb jest stromy i bardzo kruchy. Dlatego zobaczywszy że na lewo od niego biegnie dość lita skała poszliśmy tamtędy. Teren jedynkowy, z 1-2 miejscami za II. Wychodzimy na niewielkie wypłaszczenie. Dalej droga którą na ogól się idzie dalej okrąża wypłaszczenie od prawej, ścieżka prowadzi nieco w dół by po chwili piąć się pod górę skrajem szerokiego, śnieżnego żlebu, tuż na prawo od skał. My natomiast trawersujemy w lewą stronę i później w górę, skałami, trudności jak poprzednio. Koniec końców dociera się górnego plateau lodowca Kasebi. Dużo miejsca do rozbicia namiotów.

Dalsza droga wiedzie przez plateau lodowca w kierunku północno-zachodnim. Tam z lewej strony wchodzimy na stok i skręcamy na prawo, na wschód. Po drodze są dwa strome odcinki, miejscami pokonywaliśmy je „na czworakach”. Po dojściu do dużej szczeliny obchodzimy ją z lewej strony. Ostatni biwak założyliśmy tuż przed wejściem na grań prowadzącą na szczyt, na wysokości 4200. Początek grani jest skalisty. Jako że szliśmy tamtędy jedynie w świetle czołówek i nie znaliśmy terenu to poszliśmy na lotnej, aczkolwiek wracając przy dobrej widoczności już nie asekurowaliśmy się – nie ma takiej potrzeby (zwłaszcza że część przelotów które założyłem była wątpliwej jakości). Po tym skalistym odcinku grań jest śnieżna, mniej lub bardziej eksponowana, z jednym czujnym, dość lufiastym miejscem oraz z jednym krótkim odcinkiem po którym idzie się w bliskości sporego nawisu. Grań warto pokonać w obie strony wcześnie rano, gdy śnieg jest jeszcze zmrożony, my wracaliśmy koło 10.00 i wtedy pod wpływem słońca śnieg z wierzchu zaczynał nieznacznie rozmiękać.

Na koniec współrzędne naszych biwaków:
1) N43o59’ E42o55’
2) N43o00’ E42o56’
3) N43o01’ E42o58’
4) N43o01’ E42o59’

Zdjęcia - https://plus.google.com/photos/109455704326299645911/albums/6058998731605824513?authkey=COrfgfPj-eX7xwE

Dziękuję Piotrowi Kotko za cenne informacje udzielone przed wyjazdem.


Michał Natkaniec



contentmap_plugin