banner SWW

Tasiemka robi różnicę, czyli o optymalizacji zestawu standardowego

Byłem ostatnio w Tatrach na b. ładnej drodze, częściowo obitej, poleconej mi przez znajomych. W uwagach do sprzętu, jaki należałoby na nią wziąć usłyszałem od nich, że 15 ekspresów to wcale nie za dużo (niektóre wyciągi miały po 55-60 m). Autorzy drogi z kolei zalecali wzięcie na nią pełnego zestawu standardowego plus małe i mikro- friendy. Tak więc obwieszony szpejem jak choinka wbiłem się w drogę, by po jej skończeniu skonstatować, że co najmniej połowę tego żelastwa targałem na darmo... Lekko zdziwiony zacząłem analizować przyczynę tego nieporozumienia, co przy okazji zmobilizowało mnie do zebrania w jednym miejscu kilku innych patentów dot. szpeju, a przekładających się na zmniejszenie wagi plecaka. Swoje wnioski przedstawiam poniżej. Będą one szczególnie przydatne dla osób dopiero kompletujących sprzęt – będą mogli kupić mniej, za to lepiej :)

Dodam jeszcze, że jako mieszkańcowi Krakowa, najczęściej zdarza mi się jeździć w Tatry na jednodniowe wypady, co wiąże się z koniecznością podejścia pod drogę z parkingu (nierzadko 3-4 h), załojenia, zejścia ze ściany i powrotu do samochodu – wszystko w jeden dzień – stąd waga sprzętu ma duży wpływ na włożony w to przedsięwzięcie wysiłek.

FRIENDY

Wracając do sedna – dlaczego na powyższej drodze wystarczyło mi tylko 5-7 ekspresów? Otóż przyczyna leży w tym, jakich się używa friendów. Moi koledzy używają klasycznych Camalotów firmy BD, ja – Dragonów firmy DMM i nieprodukowanych już Maxcamów firmy Trango. Rożnica polega na tym, że Dragony i Maxcamy posiadają zdwojoną, wąską pętelkę (w przeciwieństwie do Camalotów, w których pętla jest krótka, szeroka i bardziej sztywna). Takie rozwiązanie ma tę zaletę, że pozwala na zrezygnowanie z wpinania w frienda ekspresu – do stworzenia przelotu dla liny wystarczy wpięcie pojedynczego karabinka w wydłużoną pętelkę – ekspres staje się wtedy zbędny (zdj. 1), a wiotka pętelka nie przenosi drgań liny na mechanika, ograniczając jego pełzanie.

Dragony

zdj. 1 – fot. autora

Takie rozwiązanie sprawdza się szczególnie w sytuacji, gdy prowadzimy linę połówkową dwutorowo, ograniczając tym samym konieczność montowania długich przelotów (o zaletach takiego prowadzenia liny połówkowej przeczytać możecie m.in. w poradniku PZA na str. 17 – pza.org.pl/download/315544.pdf ). Na marginesie dodam, że DMM produkuje małe, lekkie druciane karabinki Phantom dopasowane kolorystycznie do Dragonów, których użycie przyczynia się do czytelności zawartości naszej szpejarki (zdj. 2).

drag1

zdj. 2 – fot. ze strony http://www.blog.goup.pl/kosci-mechaniczne/

Gdy z jakichś powodów jednak chcemy wpiąć ekspres w osadzonego frienda, to koniecznie zabierajmy ze sobą ten dedykowany karabinek – może nam się on przydać później przy kolejnych przelotach lub na stanowisku.

EKSPRESY

Skoro już jesteśmy przy ekspresach – mając odpowiednie friendy mogę zabierać ich mniej (ekspresy konieczne są tylko przy stałych punktach, takich jak hak, spit, bolt i przy osadzonych kościach / tricamach). Jeśli ktoś jest właśnie przy zakupie, może dzięki temu podejściu pozwolić sobie na droższe, ale za to ultralekkie modele (ja używam Ange Finesse firmy Petzl – dł. taśmy 17 cm, do przelotu – mały karabinek Ange S, do liny – wygodniejszy Ange L). Jeden taki ekspres waży niewiele ponad połowę tego, co mój 10-letni ekspres do wspinania sportowego (zdj. 3)!

ekspresy

zdj. 3 – fot. autora

Ekspresy „górskie” (pętla 60 cm + 2 karabinki) – po przejściu wielu tatrzańskich klasyków, stosując dwutorowe prowadzenie żył, nie widzę powodu, by mieć ich więcej niż 2-4 szt. na standardowej drodze (np. bez dużych przewieszeń). W razie potrzeby zawsze możemy zmontować dowolnie długi ekspres z pętli i luźnych karabinków.

KOŚCI

Posiadając zestaw standardowy friendów (ok. 4-6 szt.) plus ok. 3-4 sztuki małych friendów (np. Dragon nr 00, 0 i 1) zbędne jest zabieranie ze sobą kompletu kości (11 szt.) – wystarczy połowa, od rozmiaru 1 do 5 lub 6, zwłaszcza jeśli lubimy przy sobie mieć dodatkowo małe tricamy (np. zestaw 4 szt. firmy Camp). Przy takiej proporcji mechaników do kości można zabierać ze sobą jeszcze mniej ekspresów.

W Tatrach dotychczas niepodzielnie „rządziły” kości Wallnuts firmy DMM (w rozmiarach 1-11), lecz ostatnio ciekawą alternatywą (bądź uzupełnieniem zestawu) zaczęły być wskrzeszone do życia  i przeprojektowane przez DMM kości Alloy Offsets (w rozmiarach 7-11) – ich zaletą jest możliwość dobrego osadzenia w rozszerzających się poprzecznie rysach (tzw. flared cracks).

Dobrą praktyką jest posiadanie przez każdego w zespole klucza do kości – często podczas przekazywania partnerowi sprzętu zapominamy o przekazaniu również klucza, co może powodować niepotrzebny stres i stratę cennego czasu, gdy partner utknie przy mocno zatartym punkcie.

W sytuacjach bardzo awaryjnych potrzebny jest też czasami nóż – co jeśli jest on akurat u partnera w plecaku? Rozwiązaniem jest patent łączący klucz z nożem (np. Trango Shark Nut Key).

LINA

O ile w naszych górach lina 60 m czasem się przydaje, to w Alpach i coraz częściej także u nas standardem jest takie przygotowanie dróg (zwłaszcza tych z obitymi stanowiskami), żeby wystarczyła lina połówkowa / bliźniacza 50 m – te 10 metrów naprawdę robi różnicę w wadze, ale ma też bardzo duże znaczenie w sytuacjach, gdy do pokonania w górę lub ze zjazdu mamy kilkanaście i więcej wyciągów – te 10 metrów liny mniej powoduje, że szybciej wyciągamy linę od partnera na każdym stanowisku, szybciej przygotowujemy ją do zjazdu, dodatkowo mniej się przy tym wszystkim męcząc.

Mimo moich powyższych uwag pamiętajcie, żeby zawsze starać się dopasować zawartość plecaka do charakteru drogi – zestaw jednocześnie uniwersalny i możliwie najlżejszy nie istnieje. W sytuacjach problematycznych może nam pomóc wyćwiczona psycha i zapas mocy, dlatego drogi na własnej nie powinny być w górnej granicy waszych umiejętności, lecz 1,5-2 stopnia niżej (np. jeśli wasz maks RP w skałach to drogi VI.3, to w Tartach  nie powinniście prowadzić bez znajomości dróg na własnej asekuracji o wycenie powyżej VII w skali UIAA).

Więcej o zestawie standardowym możecie przeczytać m.in. w artykule Damiana Granowskiego (KW Kraków) 

O wspinaniu tradowym ciekawie napisał Janek Kuczera (KW Kraków).

Wojciech „Buchti” Buchta, KW Kraków