KW banner 

Staroleśny Szczyt (słow. Bradavica) - relacja z wejścia całkiem turystycznego

Otwieram klienta poczty i widzę ogłoszenie na grupie TW KW o poszukiwaniu osób do wyjazdu w Tatry. Niedługo się namyślając odpisałem nadawcy- Piotrkowi Zdaneckiemu. Umówiliśmy się na 5 rano. Wstawanie o 4 rano nie należy do moich ulubionych czynności- szczególnie po pracującej sobocie. Na parkingu pod znaną samoobsługową hurtownią okazało się, że w naszej ekspedycji będą nam towarzyszyć jeszcze 2 osoby –Jurek i Gerard. Po przepakowaniu sprzętu kapitan skierował nasz Volvolot na azymut południowy. Po drodze okazało się, że ekipa jest równie szurnięta jak ja, więc droga się nie dłużyła. Około godziny 7:15 po dotarciu do Tatranskiej Polianki ,wypakowaliśmy swoje upośledzone zadki i o 7:30 wymaszerowaliśmy. 

DSC03338 s

zejście ze szlaku

Uprzednio sygnalizowałem, że mam tempo powolne i niedługo później reszta mogła się przekonać kiedy zamykałem peleton. Po dotarciu pod piękne, tanie schronisko w stylu wczesnego Gierka krótka przerwa na jedzenie i dalsze zaplanowanie drogi. Postanowiliśmy zmienić nieco plan i wejść na grań od strony południowej. Przeszliśmy kawałek magistralą w kierunku wschodnim i chwile później odbiliśmy w lewo na rumowisko- stwierdzam, że tabliczki ustawiane przez TANAP/TPN się przydają- nawet jeśli nie znamy ich znaczenia. W/w rumowisko przeszło w trawiasty tarasik a potem w płytki żlebik, który doprowadził nas na Wielicką Kopę.

 DSC03437 s IMG 2535 s

Wielicki Staw i Śląski Dom

ewidentna ścieżka wiodąca na grań

Dalej droga była ewidentna, żadnych trudności, rzekłbym, że komfort jak na szlaku. Im dalej szliśmy tym robiło się bardziej wysokogórsko. Droga aż do Kwietnikowej Przełączki prezentowała trudności 0+, I i może czasem II jeśli kogoś za bardzo poniosła fantazja. Niestety systematycznie pogoda zaczęła się psuć i musieliśmy obmyślać drogę spowici chmurami. Tyle dobrze, że przed nami szły dwie osoby(prawdopodobnie jedna z nich to przewodnik) toteż łatwiej było podejmować decyzje. Chwilą prawdy okazała się wspomniana wyżej Kwietnikowa Przełączka, krótka i wąska z lufą po jednej stronie i kiepskim żlebikiem po drugiej; na której końcu znajdował się duży kawałek granitu który trzeba było obejść albo z lewej-niekomfortowej strony; albo z prawej –łatwiejszej- za to po półeczce szerokości ¾ buta z lufą za plecami. Chmury jednak się przydały i jakoś przeszedłem bez asekuracji, którą i tak nie bardzo dałoby się założyć.

DSC03450 s  IMG 2528 s

zadziwiające formacje granitowe

jego wysokość Gierlach

Dalej droga była łatwa- chociaż niezbyt komfortowa ze względu na piarg- prowadząca bezpośrednio na przełączkę między wierzchołkami naszej „brodawki”. Na przełączce zostawiliśmy plecaki i poszliśmy na Tajbrową i Klimkową Turnię. Chwila dla mediów, wpis w nawilgniętym zeszycie i podziwianie widoków… no właśnie- wszędzie mleko. Musieliśmy sobie to wyobrazić, bo nawet nie mogliśmy przeczytać w przewodniku bo nikt go nie miał. Chłopaki potem poszli na pozostałe 2 wierzchołki a ja postanowiłem sobie odpocząć.

 

 

P9130080 s IMG 2555 s
mordor Kwietnikowa Przełączka
„bez kometarza”  P9130114 s
brygada RR

Koło godz 15 zaczęliśmy schodzić- i znów moja przełączka – tym razem niestety bez zasłony „dymnej”- ale też poszło. Zaraz za przełączką znajdował się spit zjazdowy i wreszcie użyliśmy liny którą Jurek nosił w plecaku i dwoje z nas zjechało kilka metrów co by nie kusić losu. Następnie zeszliśmy trochę w dół i skierowaliśmy się w stronę Polskiego Grzebienia mając grań po prawej, niestety schodząc w żleby i gramoląc się po parchatych piarżyskach na „żeberka”. Ja ledwo szedłem a chłopaki darli do przodu. Postanowiłem w tej sytuacji nie testować się na kolejnym podejściu i zacząłem zejście w stronę szlaku prawdopodobnie Gulatą Priehybą. Doszedłem do szlaku i skierowałem się spacerowym krokiem w stronę Śląskiego Domu gdzie czekałem na resztę ekipy, która- jak się potem okazało- zaczęła schodzić za następnym żeberkiem nie idąc na Polski Grzebień i Wychodną Vysoką jak początkowo planowali. Zebrawszy się do kupy zeszliśmy do samochodu koło godziny 19. I tak zakończył się dzień z brodawkowym szczytem- czekała nas tylko droga do Krakowa i stanie w korku na Zakopiance…

P9130116 s

P9130161 s

wpis do pamiętnika

zjazd w okolicy Kwietnikowej Przełączki

Podsumowując cały ten wywód, muszę stwierdzić, że tura była udana – w końcu honorny szczyt zaliczony- chociaż męcząca- tutaj musze uderzyć się w piersi, odkaszlnąć flegmę tytoniową i wziąć się za siebie. Warto na tę drogę zabrać jakąś linkę, kilka podstawowych rzeczy typu HMSy, przyrządy i na wszelki wypadek kilka długich pętli, czy jakieś kości- wychodzę z założenia, że lepiej wziąć kilka dodatkowych rzeczy nawet jeśli się ich nie użyje, niż potem żałować, że się ich nie ma w awaryjnej sytuacji. W końcu nie jest to szlak więc nie ma co liczyć na łańcuchy, klamry w razie załamania pogody lub innego przypadku losowego.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

Bartosz Sałaciński